Ganbare! Warsztaty umierania, Katarzyna Boni

Ganbare! Warsztaty umierania, Katarzyna Boni

11 stycznia 2022 0 przez Monika Kilijańska

W Japonii trzęsienie ziemi występuje dwa razy dziennie. Oczywiście na terenie całego kraju i są to ledwo odczuwalne wstrząsy, może dlatego Japończycy nie przywiązują do nich większej wagi. Ale raz na jakiś czas zdarza się takie, po których jest wiele szkód. Jeszcze gorzej, jeśli epicentrum będzie daleko w morzu. Oznacza to tsunami. A jeszcze bardziej – kiedy to teren, na którym wybudowane są elektrownie atomowe.

Do takiej tragedii doszło w Regionie Tōhoku w 2011 roku. Choć od tego czasu Japonia już wybudowała przynajmniej osiem nowych elektrowni (niestety węglowych, więc dążenie do zielonej energii, jakie przez ostatnie lata przyświecało Japonii, zostało mocno wycofane), ale nadal nie uporano się z brakami prądu, oczyszczeniem ziemi (mają to zrobić do 2045 roku) czy wybudowaniem nowych osiedli/miast dla tych, którzy nadal mieszkają w domach przejściowych. O tragedii ludzi i zwierząt, o problemie honorowego zachowania a ucieczce przed tsunami, byle dalej, odłączając się od rodziny nawet, o różnych formach radzenia sobie z żałobą, nowymi warunkami, wspomnieniami – o tym jest ta książka.

Bohaterowie

Są dwa: tsunami i promieniowanie. To pierwsze było pokłosiem jednego z najsilniejszych trzęsień ziemi, jakie odnotowano na terenie Japonii (i na całym świecie): o sile 9,1 w dziesięciostopniowej japońskiej skali shindo. Zabrało prawie 20 tysięcy żyć, powodując tsunami o fali o wysokości 40,5 metra, wdzierając się na 10 km w głąb lądu. Tsunami zniszczyło wszystko: domy, szpitale, biura, drogi, falochrony. Porywało ludzi, zwierzęta, samochody, tworząc jeszcze bardziej niszczycielską siłę. Jedyne, co można zrobić, to biec na wzgórza, byle wyżej i byle w takie miejsce, skąd można wejść jeszcze wyżej. Najlepiej do wyznaczonych punktów ewakuacji, o których wie w Japonii każde dziecko.

Promieniowanie nie zabiło bezpośrednio ani jednego człowieka. Było wynikiem tsunami, zalania m. in. zapasowych agregatów obsługujących pompy do chłodzenia wodą rdzeni paliwowych w Elektrowni Atomowej Fukushima Daiichi. Najgroźniejsze było wydostanie się tejże wody z jednego z reaktorów do oceanu. Straty powodują, że jest to druga, po Czarnobylu, największa awaria elektrowni atomowej. O dziwo tylko jedna ofiara śmiertelna w wyniku napromieniowania została potwierdzona przez rząd Japonii.

Fabuła

Jako że jest to zbiór reportaży, historia ma wiele wątków. Spotykamy ocalałych, którzy udzielają prelekcji, szukających nadal śladów zwłok mężczyzn, zrezygnowanych z życia staruszków, którym tsunami odebrało wszystko, a promieniowanie nie pozwoliło wrócić nawet na swoją ziemię, by tam umrzeć, ludzi, nad którymi wisiały kredyty na dom, który dawno już zabrała woda. Wreszcie zobaczymy też osoby, które starały się pomóc: karmiciela psów z ewakuowanego miasta, mnicha, który pozwala się wypłakiwać i słucha narzekania w Coffee de Monk (monk to po angielsku mnich, a po japońsku narzekać), zajęcia z umierania. Jest tu pełno uczuć: rozgoryczenia, złości, cierpienia, miłości, bezsilności, tęsknoty, ale i nadziei. Gambare, które słyszą Japończycy, gdy muszą wziąć się w garść i jakoś dać sobie radę, to powiedzenie, które zostawia ich z problemem. Bo mało kto chce pomóc. Rodzina woli wygnać „napromieniowanych”, uczniowie wyśmiewają dziewczynę z regionu Tōhoku, bo kto by z nią chciał się ożenić, nikt nie przyjedzie do gorących źródeł, by odpoczywać, zbierać grzyby w lesie, łowić ryby w pobliskiej rzece. Czy to dziwi? Sama autorka pisze:

Dostajesz do zjedzenia miskę ryżu. Z parującymi białymi ziarenkami, pachnącą zaprawą z octu sezamowego i słodkiego kuchennego wina. Kelner mówi, ze to ryż z Fukushimy. Przebadany, przeszedł wszystkie testy.
Zjesz?

Techniczna strona

Katarzyna Boni podzieliła książkę na trzy części. Każda z nich podejmuje nieco inne zagadnienie, by dać całościowy obraz na ogrom tragedii z marca 2011 roku. W części pierwszej znajdziemy opowieść o samym trzęsieniu oraz jego następstwem, czyli tsunami. Druga część to katastrofa w Fukushimie, zaś kończący opisuje same warsztaty umierania i ich ważną funkcję dla poczucia trza cała książka kończy się tytułowymi warsztatami z umierania.

Książka jest oprawiona w twardą okładkę, bardzo dobrze się ją czyta. Dodatkowo zamieszczona jest wewnątrz okładki mapa Japonii z oznaczonym epicentrum trzęsienia ziemi oraz regionem Tōhoku i miejscowościami, które znajdziemy w książce które ucierpiały podczas tsunami.

Ciekawostka

Nie tylko o tragedii dowiemy się w tej książce. Jest kilka rozdziałów poświęconym tradycjom i wierzeniom japońskim: o kami, o yokkai, o święcie Obon i tradycjach związanych z kremacją. O shinto i buddyzmie. O honorze. Wreszcie także o samym promieniowaniu, jego sposobie działania, skutkach krótko- i długofalowych. O traktowaniu całej północy jak prowincji, o przecież Tokyo tak daleko, że trzeba ponad godzinę autostradą czy shinkansenem jechać.

Podsumowanie

Ganbare! Warsztaty umierania to ciężka książka, ale fantastycznie obrazuje tą zwyczajność, dla nas odrobinę orientalną, codziennego życia japońskiej prowincji, często wsi i miasteczek rybackich. Życia, które w kilka minut zakończyło się dla wielu społeczeństw. Bo to nie tylko domy czy fabryki doznały uszczerbku. Rozerwane zostały więzi rodzinne, sąsiedzkie. Te ciężej odbudować niż budowle. Nawet zachęta „daj z siebie wszystko! Ganbare!” to za mało. Czasem trzeba się wygadać, wypłakać, przygotować na śmierć. To głos samych Japończyków, czasem pogodzonych z sytuacją, czasem walczących, a czasem złych na wszystko, co ich spotkało, nie tylko ze strony natury, ale i rządu czy korporacji TEPCO (zarządza elektrownią w Fukushimie). Polecam naprawdę każdemu, kawał dobrej reporterskiej roboty.


Moni zdaniem:

Styl: 9/10