Yongbi [tom 1-3] – manhwa nie dla wszystkich

Yongbi [tom 1-3] – manhwa nie dla wszystkich

12 lutego 2021 0 przez Monika Kilijańska

W zalewie nowych mang i komiksów czasem warto zobaczyć coś starszego. Szczególnie, jeśli jest to dodatkowo manhwa, tak rzadka na polskim rynku. Czy jednak trzy pierwsze tomiki Yongbi to lektura dla każdego, czy raczej zdziwaczałych (jak ja!) entuzjastów gatunku?

Bohaterowie

Yongbi jest łowcą nagród. Może i biegnie tam, gdzie mu płaca, ale zawsze postępuje honorowo. Oczywiście, jeśli brać pod uwagę, ze jest zgodny z własnym, a nie ogólnoprzyjętym kodeksem moralnym. Może wygląda na młokosa, ale krzepy mu nie brakuje. Podróżuje po kraju w towarzystwie swojego wiernego i dość ekscentrycznego (z braku lepszego opisu) konia Piryonga. Nie odmówi żadnej kobiecie. I wcale nie mówię tylko o pomocy niewiastom. Szczery, prosty w obyciu. Czasem aż za prosty i za bezpośredni. W komiksie jest raczej związany z elementem komicznym niż poważną fabułą.

Fabuła

Co do poważnej fabuły. Polskie wydanie tej manhwy liczy ledwo trzy tomy. To jest dokładnie tyle by zaciekawić, ale nie wciągnąć. Co znajdziemy w tych tomikach. Yongbi zabiera pojmanego Kuhwi Dzondzanwang, przywódcę grupy bandyckiej Czarnych Węży, do zamku Hobuk, aby odebrać nagrodę. Po odparciu różnych ataków Czarnych Węży i udaremnieniu prób ucieczki Kuhwi, Yongbi ratuje jedynego syna przywódcy kupców Kim Cheon Bo, największego klanu kupieckiego w kraju. Dziecko kupuje usługi Yongbi, aby dotrzeć do swoich krewnych w mieście. Okazuje się jednak, że dziecko jest kimś więcej niż potomkiem bogacza. I medalion, który otrzymał Yongbi jako zapłatę, też ma więcej wartości niż myśleli!

Kreska

Pod względem graficznym jest to naprawdę świetna manga. Moon Jung Hoo doskonale radzi sobie z projektem postaci, dodaje bardzo dużo detali, zwłaszcza architektonicznych czy modowych, świetnie przekształca scenę patetyczną w groteskową deformując charakterystycznie twarze bohaterów. Także sceny walk były fantastyczne, choć może za bardzo cieniowane, co nieco odbierało im wyrazistości.

Ciekawostka

Poza potężną i czasem wypalającą oczy dawką absurdalnego, także fekalnego, poczucia humoru, manhwa jest także bardzo mocno osadzona w historii Korei. Prawdopodobnie akcja dzieje się w okolicach XV wieku, bo w tle czasami migną chińskie znaki. Do tego autor oddaje relacje pomiędzy grupami społecznymi i na to warto zwrócić uwagę, a nawet nieco poczytać o historii Korei z tego okresu, by wychwycić nawiązania. Niestety nie otrzymujemy tu praktycznie żadnych przypisów, więc trzeba zasięgnąć po wyjaśnienia na własną rękę.

Podsumowanie

Podejrzewam, że motyw medalionu i walk klanów będzie rozwijany w kolejnych tomach, jednak nie mam do nich dostępu. Zwrócę jednak uwagę na coś, co trzeba w w takiej recenzji napisać: to nie jest manga dla każdego. Bohater nie stroni od ekshibicjonizmu czy sprośnych żarcików (koń tak samo!). Choć sceny z golizną są sprytnie ocenzurowane, to nie każdemu taki dość prostackie poczucie humoru pasuje. Jeśli lubiliście np. Ero-sennina Jirayię z Naruto czy humor Gintokiego i Kagury z Gintamy (choćby przypomnieć scenę z lodową rzeźbą Neo Armstrong Cyclone Jet Armstrong Cannon), jest to manga dla Was. W przeciwnym wypadku, nawet jeśli interesują Was nawiązania kulturowe w mandze, odbijecie się o ten humor i rzucicie tomikiem z niesmakiem w kąt.


Na szybko:

To była przyjemna zabawa. Może i komiks trochę przestarzały, trochę warty przymrużenia oka na toporne żarty, chwilami przesadzona, ale w sumie świetna zabawa. Największym minusem Yongbi jest to, że w Polsce wydano tylko trzy tomy i na resztę się nie zapowiada: wydawnictwo Mandragora zawiesiło działalność w 2008 roku.

Moni zdaniem:

Fabuła: 7/10
Humor fekalny: 7 /10
Kreska: 9/10
Bohaterowie: 7 /10